RYMS z „Teodorem”

Wydanie „Teodora” Marii Szczodrowskiej zbliża się wielkimi krokami. Zyskaliśmy kolejnego patrona. Po miesięczniku dla rodziców „Gaga” pojawił się „RYMS”. Kwartalnik o książkach dla dzieci i młodzieży.

teodor

Książka – dzieło rąk

„Teodora” Marii Szczodrowskiej będziemy mogli kupić na początku przyszłego roku. Napisać o nim trzeba już jednak teraz. Produkcja książki o króliku to walka dwóch żywiołów – drukarskich maszyn z rękodziełem.

Najpierw jest pomysł. Po jakimś czasie wykluwają się tekst, zdjęcia i grafiki. Drukarnia otrzymuje plik, tnie papier i po chwili pojawia się książka jaką znamy ze sklepów. Z „Teodorem” jest inaczej. Jak się na niego patrzy, to nawet wydaje się, że to zwykła rzecz – ma oprawę, papierowe strony, fotografie. Nic bardziej mylnego. – Okładka obleczona jest w płótno, a w jej centrum znajduje się okrągły wykrojnik zaczyna opowieść Maria Szczodrowska. – Na etapie rozmów dotyczących technicznego opracowania okładki wykruszyło się wiele drukarni. Kolejne zrezygnowały na wieść o foliach znajdujących się w środku. Ich odpowiednie wszycie to niemałe wyzwanie.

Nie chcieliśmy pozwolić sobie na rezygnację z któregokolwiek elementu na rzecz prostszych rozwiązań. Efekt do jakiego dążyliśmy, był precyzyjnie zaplanowany.

W końcu znalazły się firmy, które postanowiły stawić czoła „Teodorowi”. – Walczymy z materią – śmieje się toruńska artystka. – Praca dla skrupulatnych jednak dopiero przed nami. Kiedy „Teodor” przyjedzie w końcu z drukarni, uszlachetnimy dwa tysiące stron kawałkami pazłotka.

Praca nad książką artystyczną wygląda właśnie tak. Prototypowe egzemplarze „Teodora” powstawały w domu autorki, który często zmienia się w pracownię. W tworzeniu artbooków dla Szczodrowskiej najprzyjemniejsze jest etap rękodzielniczy. – Papier wybieraliśmy tygodniami wspomina Ewelina Czajkowska z wydawnictwa Fundacji Win-Win. – Stół w jadalni Marysi co rusz zmieniał przeznaczenie: raz lądowały na nim talerze z jedzeniem, a kiedy indziej zwoje tkanin introligatorskich, szewnica i farby.

Powstaje książka, o której Iwona Chmielewska w recenzji do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pisała tak: Precyzyjne, wyważone wypracowanie poszczególnych rozkładówek książki spójnie połączyło tu wybraną formę ilustracyjną z lekkim, lirycznym charakterem tekstu. Wartość artystyczną książki podkreślają również zastosowane uszlachetnienia. Spotykamy w niej rozkładówki wzbogacone dodatkową stroną-folią z nadrukowanym detalem dopełniającym ilustrację oraz zdobienia płatkami imitacji złota i płatkami kwiatów. Wskazane elementy, wymagające precyzyjnego, ręcznego opracowania bez wątpienia podkreślają unikatowy charakter realizacji.

O książkach nie można rozmawiać w oderwaniu od treści. Zresztą artbooki rzadko są przykładem sztuki dla sztuki. „Teodora”, mimo kunsztownego wykonania i dbałości o formę, też nie można uznać za próbę spełnienia marzeń modernistycznych estetów. Tytułowy bohater to rerający królik. Spotykamy go na chwilę przed pójściem do szkoły. Zaglądamy do domu, w którym, mimo niewyjaśnionej nieobecności taty, panuje ciepła, rodzinna atmosfera. Bardzo pozytywna historia, a do tego obleczona nienachalnym liryzmem. – Problemy z wymową będą fundamentem nie tylko książkowej historii wyjaśnia Szczodrowska. – W przyszłym roku z wydawcą zorganizujemy warsztaty logopedyczne dla najmłodszych. Mamy nadzieję, że „Teodor” stanie się dla wielu dzieci i rodziców impulsem do działania.

Z myślą o zajęciach dla najmłodszych Fundacja Win-Win nagrała już audiobooka. Głosu postaciom użyczyła Olga Bołądź, a muzykę skomponował trójmiejski artysta Michał Jacaszek. Nie pozostaje nam nic innego, tylko czekać na „Teodora” i życzyć artystom, animatorom oraz sobie, aby walkę z rękodziełem, maszyny wygrały jak najmniej zdecydowanie.

Projekt dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Gminy Miasta Toruń.